piątek, 23 grudnia 2011

środa, 7 grudnia 2011

7.12.2011

Wszystko zostało wyjaśnione. Mam wrażenie, że czasem żądzą mną hormony czy inne potwory ;-)
Tym niemniej jednak wszystko zostało wyjaśnione.

Wypłaty prawie policzone. Mam stresa. Śnią mi się po nocach.

Czekam czy ktoś odezwie się z urzędu, żeby mnie zatrudnić. Na razie cisza i spokój.
W Wielkim_Zakładzie również.
Niech wreszcie będzie z górki.
Bo powoli czuję się jak ten wpychający głaz pod górę. No wiesz który ;-)

niedziela, 4 grudnia 2011

.


Powoli mam dość. Tak naprawdę dość. I nawet nie tak całkiem powoli.
Powiedziałam, że go kocham i się zaczęła jazda. Wydaje mu się chyba, że w związku z tym można się ze mną nie liczyć. Przecież cokolwiek się wydarzy będę obok. Znosiła wszystko.
Otóż NIESPODZIANKA. Nie będę. Nie będę czekała ani nie będę znosiła zachowania, które nie bierze pod uwagę tego co ja czuję.
Porozmawiam sobie z nim i wyjaśnimy sobie to co się dzieje.

4.12.3011

Barbórka.
Wczoraj otwarli firmę. Wymarzone miejsce pracy. Za parę dni wybiorę się tam zapytać o sytuację.

***
Pierwsza wypłata prawie za mną. Jestem zdenerwowana jak diabli i nie chcę tego robić w tym towarzystwie.

***
- Co Wy na to, żeby zorganizować sobie Sylwestra? Przyniesiemy instrumenty, każdy coś do jedzenia, jakieś picie.
Miałam nadzieję na wspólne wyjście na Sylwestra. Albo przynajmniej na zapytanie mnie co ja mam ochotę robić w ten wieczór. Nie mam zamiaru iść na takiego Sylwestra. I już.
Nie chcę o północy stać sama na sali gdy inni się całują.

środa, 23 listopada 2011

23.11.2011

Ciasteczka, puszka, czekolada, czekolada, puszka, kawa, kawa, ciastka, pierniczki, pierniczki, pierniczki, miśki, cukierki.
Wkładam to do reklamówki świątecznej.
I tak około 200 razy.
Jak na taśmociągu. Cały dzisiejszy dzień w pracy polegał na tym, żeby przygotować paczki dla pracowników. Masakra. Nie sądziłam, że w dzisiejszych czasach jeszcze ktoś to robi. A jednak robi. Firma w której pracuję ;-)

wtorek, 22 listopada 2011

22.11.2011

Ostatni dzień urlopu. Mimo, że cały spędziłam go na miejscu i tak jakoś tak odpoczęłam. Gdyby mi gotówki nie brakowało to do pracy nie musiałabym chodzić. Potrafię sobie zorganizować dzień tak by go spędzić przyjemnie. Miło się o tym przekonać ponownie. Jeszcze dziś muszę dotrzeć do garażu by wyjąć akumulator z moto. Niech zimuje spokojnie.

Samochód nienaprawiony stoi u mechanika. Jutro bez niego nie dostanę się do pracy. Kicha. Z tego stresu śniło mi się, że znów mam z nim problemy. Z samochodem rzecz jasna. I to z gatunku takich poważnych. Jestem kłębkiem nerwów. A z drugiej strony... co z tego? Najwyżej nie będę w pracy punktualnie. Trudno. Grunt, że dojadę ;-)

A... nie wiem czy w ogóle powinnam... ale... znalazłam ofertę pracy. Wiem. Tylko, że to z gatunku takich SUPER. I to dla mnie. Złożę papiery ale nikomu o niej nie powiem ;-) Zobaczymy co z tego wyniknie :-)

niedziela, 20 listopada 2011

20.11.2011

Wystawa słowików i papug. Tyle udało mi się złapać. Złapać to wyjątkowo dobre określenie. Ptaki latały jak szalone w swoich klatkach i cudem udało mi się wyłuskać parę ciekawych zdjęć :-)

 


niedziela, 13 listopada 2011

13.11.2011

Siedzę sobie z winem i piszę. Właśnie odłożyłam pędzel. Bawię się w decoupag. Nawet jestem zadowolona z tego co wyszło. Choć mogłoby wyjść lepiej. Jak już będzie to moje "dzieło" gotowe to Ci się pochwalę.

- chciałbym żeby mi się tak nudziło.
- ale to, że się zajęłam decoupagem oznacza, że się NUDZĘ?
- a nie?
- a jak ty idziesz na próbę i grasz na tej swojej perkusji to znaczy, że się nudzisz?
- aha
- aha

to sobie pogadaliśmy z Aniołem ;-)

A wiesz? Kupiłam sobie telefon z fajnym aparatem. Już chyba wiesz co robię od dwóch dni? ;-)



środa, 9 listopada 2011

ostatni taki weekend

Ostatni weekend spędziłam jeżdżąc motocyklem po Beskidach.
Weszłam nawet na górkę. A to już właśnie widok jaki ujrzałam z Ochodzity: 



 Zawędrowałam też oczywiście na Wiślański rynek. Na coś słodkiego.
 Dotarłam też do Zamku Prezydenckiego z którego pięknie widać Zaporę w Wiśle Czarnem.
 A po drodze do miasta zahaczyłam jeszcze o wodospad.
Teraz to już motocykl definitywnie idzie spać ;-)

wtorek, 1 listopada 2011

1.11.11

Ubiegły weekend zapowiadał się świetnie. Postanowiłam więc z Aniołem zrobić sobie ostatnią przejażdżkę motocyklową zamykającą sezon. Ze względu na własną wygodę nie zdecydowałam się pojechać swoim moto. Jechałam jako pasażerka na "pszczółce". Wstępnie mieliśmy jechać do Szczawnicy. Jednak potem zdecydowaliśmy, że zostajemy w Lanckoronie. Polecam. Jedzie się i jedzie i nagle, niespodzianka, jesteśmy na rynku ;-)
Było pięknie!

środa, 26 października 2011

26.10.2011

Życie płynie spokojnie.
Czekam na lepsze jutro.
Choć teraz też nie jest najgorzej ;-)

czwartek, 13 października 2011

13.10.2011

Moje życie to pasmo sukcesów.
To była ironia. Lekka. Ale właśnie tak się ostatnio czuję.

Rodzicielka w domu. Wszystko wróciło do normy. Jest tak jak było.

Wyjazd do Rycerki - udany. Odprężyłam się.
Choć w samym dniu wyjazdu była ostra jazda na trasie szpital-dom. Rekord trasy uważam za pobity.









piątek, 7 października 2011

7.10.2011

Wycieczka do Rycerski.
Mam zamiar się odprężyć i odstresować. Nie będę się przejmowała Aniołem ani niczym innym. Mam zamiar dobrze się bawić. I już. Myślę, że się spokojnie upiję i będę robiła zdjęcia.

Korporacja_Wielka_Kołomnie
Czekam. Z coraz większą niecierpliwością. Właśnie sobie uświadomiłam, że od sierpnia 2008 r. Kawał czasu. Właśnie mnie odwiedziła Najwyższa_Przełożona. Okazuje się, że gdy tylko przygotują biuro dla Kierowniczki_Przełożonej_Dziewczyn ja zostanę przeniesiona do dziewczyn. Tak. Marzenie. Będę siedziała z dziewczynami, które są delikatnie mówiąc niemiłe. Bombowo!

Odebranie Rodzicielki ze szpitala.
Dziś rano okazało się, że czuje się gorzej niż w poprzednie dni. Co za tym idzie niekoniecznie ją dziś odbiorę ze szpitala. Może to tylko zmiana ciśnienia. Może to coś poważniejszego. Kto to wie?
Właśnie z nią rozmawiałam. Nie idzie do domu. Wróci może jutro. Sama nie wiem co teraz robić. Podłączyli ją do kroplówki. Może uda mi się ją odebrać rano do 10.oo czy 11.oo?

niedziela, 2 października 2011

2.10.2011

Była mgła. Wstałam, podniosłam roletę i... nic. Biało. Nie widać świata.
Minęły 4 godziny i pooooowooooli przebija się słońce.
Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mam zamiar pojeździć dziś na rowerze. Wspólna przejażdżka na rowerze. Wiadomo. Z Aniołem ;-)

Jesteśmy do siebie dziwnie dopasowani. On uwielbia wymyślać nowe rzeczy a ja uwielbiam je realizować. Wymyśla nowe trasy, obmyśla jak przejechać z punku A do B i do C. Ja rozeznaję co w tych punktach jest interesujące (on tego nie lubi). W ten sposób idealnie się uzupełniamy i miło spędzamy czas. Ja lubię te jego trasy (przeważnie) a on lubi te wymyślane przeze mnie ciekawostki.
Dziś wymyśla trasę rowerową. Już się cieszę :-)
Wczoraj jeździliśmy motorami. Było tak samo.
Czasem jeździmy samochodem. Jest tak samo.
Podoba mi się spędzanie z nim czasu. On też lubi spędzać ze mną swój czas ;-)

Dobra. Koniec wynurzeń.
Zabieram się za pakowanie rzeczy dla mamy do szpitala. Jest dobrze. Tyle tylko, że ja już w takie dobrze nie potrafię uwierzyć. Będzie co ma być. Na razie jest dobrze :-)

Ps.
A tak było na wycieczce rowerowej ;-)

sobota, 1 października 2011

1.10.2011

Umówiłam się z Aniołem, że pojedziemy na motorach na Beskidy.
Szczyrk, Wisła, Ustroń, Brenna.
Widziałam też zaporę w Tresnej:

piątek, 30 września 2011

30.09.2011

Słońce, piękne słońce. Temperatury lepsze niż w lecie!
Klasyczne babie lato.
Pojechałabym w Pieniny! Strasznie mnie ciągnie. Trudno. Jednak już niedługo będzie wyjazd do Rycerki... mam nadzieję, że będzie super pogoda ;-)

czwartek, 29 września 2011

29.09.2011

1. Przychodnia przyszpitalna. Specjalistyczna. 7 godzin w poczekalni dusznego baraku. Badania z których nic nie wynika.
- Boli panią? Trudno. Proszę tu tableteczki i proszę przyjść za pół roku. Z tym się da żyć.
2. Przychodnia przyszpitalna. W międzyczasie zdążyli wybudować ogromny szpital. Jakieś pytania ile czekałyśmy na wizytę? Za to tym razem czekałyśmy na wizytę 7 godzin w komfortowej poczekalni w dzikim tłumie pacjentów, zagubionych lekarzy i zakręconych jak cholera pielęgniarek.
- Witam serdecznie. uuuuuuuuuuuuuuuu... niedobrze. Musi pani brać te tableteczki a potem zrobić badania krwi i iść do lekarza rodzinnego.
3. Dziś. Przychodnia. U lekarza rodzinnego.
- Ale to pani nie ma ŻADNYCH wyników z poradni?! Ale to skąd ja mam wiedzieć co jest grane? Hm... zrobimy jeszcze raz badania i zobaczymy.
Minęło parę minut.
- Proszę natychmiast jechać do szpitala bo pani ma migotanie przedsionków. A to się z czasem utrwala.
4. Przychodnia przyszpitalna. Już po 2 godzinach przyjął ja lekarz i zbadał.
- Ale to pani nie ma ŻADNYCH wyników z poradni?! Ale to skąd ja mam wiedzieć co jest grane? Hm... zrobimy jeszcze raz badania i zobaczymy. Proszę się położyć na oddziale. Poobserwujemy. Zobaczymy jak leczyć.

Oki. Tylko kurwa dlaczego ona leży w TYM pokoju?!
Już to, że leży w TYM szpitalu jest ciężkie do zniesienia. I dla mnie, i dla niej.
Te wszystkie wspomnienia przychodzą od razu ze szpitalnymi zapachami. Specyficznymi.
Czuję się w tym szpitalu FATALNIE. Tak cholernie źle. Jednak muszę zachować spokój, pogodę ducha i uśmiech na twarzy.
Wchodzę na piętro i gdy przechodzę przez szklane drzwi mam mdłości. A wchodząc do pokoju oczekuję...
Potem głęboki oddech i już jest oki.

środa, 28 września 2011

28.09.2011

- Czy mogę przychodzić do pracy co dwa dniu na 8 godzin? (w tej chwili chodzę codziennie na 4 godziny)
- Ale czy będziesz miała co robić przez 8 godzin?

Kwintesencja.
Jak mu powiedzieć, że to niczego nie zmieni?
Będę się nudziła TAK SAMO!
Nienawidzę tego w pracy. Jednak tak się zdarzyło. Zorganizowałam sobie już pracę i teraz mam luz. Nawet trochę za duży.

Wolałabym nie jeździć do pracy codziennie. Trochę to mi koszty podnosi. Trochę nawet bardziej niż trochę! To mnie przekonuje, że to nie jest praca marzeń ;-)

Coś w moim charakterze pękło i nie potrafię zapuścić korzeni? Mam wrażenie, że ciągle szukam. Wydawało mi się, że poszukiwania się już skończyły a tu się okazuje, że tak nie do końca. Już szukam. Choć właściwie... to tak nie do końca to wygląda w ten sposób. Ja już po prostu od czasu zwolnienia z pierwszej firmy  chciałam się zatrudnić w Konkurencyjnym_Wielkiem_Koncernie tylko jeszcze nie było w nim przyjęć. Minęło parę lat i wygląda na to, że sprawa zaczyna się powoli ruszać. Bardzo powoli ale jednak ;-) Jestem ciekawa jak się to wszystko poukłada.
Boję się przyszłości.
Chciałabym już pracy na cały etat na czas nieokreślony. Miałabym stałe dochody. Wiedziałabym na ile mogę sobie pozwolić. Czy mogę zamieszkać solo.

poniedziałek, 26 września 2011

26.09.2011

Poniedziałek nie był taki zły jak go sobie wyobrażałam. W pracy kryzys zarzegnany.

4 dzień chodzenia z kijkami. Czuję się super. Szkoda tylko, że chodzę sama. Ciekawiej byłoby z jakimś towarzystwem. Jednak nie będę sobie wymyślała wymówek ;-)

Znów się zagłębiam w zdjęcia. Wysłałam parę na konkurs. Nie, żebym liczyła na zwycięstwo ale miałam ochotę je pokazać ;-)
Tobie też pokażę.
"Goń uciekające lato"

Rower w obiektywie:

I "Magiczne zakątki"

sobota, 24 września 2011

24.09.2011 wieczór

- ale to chcesz iść w kierunku kościoła?!
- tak. A to jakiś problem?
- no przecież Cię będą widzieli ludzie wracający z kościoła.

Tak. Na pewno ich to zgorszy. Iść z kościoła i widzieć kogoś spacerującego dla zdrowia to zgorszenie boskie.
Jesooo... na jakiej planecie żyje ta kobieta? Ja mam jej geny. Nic tylko mieś nadzieję, że przeważają u mnie jednak geny ojca.

Jutro będę jednak musiała w spacerze zrobić przerwę. Wiem, że niby baletnicy to i rąbek u spódnicy ale mnie niestety pokonały buty. Moje pięty nie wytrzymały dwóch dni szybkiego marszu :-|
Muszę sprawdzić jeszcze inne buty jakie posiadam w domu a potem pójdę najwyżej na łowy ;-)

24.09.2011

Wczoraj wieczorem odczułam potrzebę poruszania się. Przeogromną. Niesamowitą. Wzięłam kijki i poszłam na miasteczko. Było ciemno i dość późno. Jednak wróciłam do domu cała szczęśliwa. Dobrze jest się zmęczyć. Przeszedł mi nawet ból pleców.
Dziś też idę :-)

piątek, 23 września 2011

23.09.2011

Dzisiejszy dzień.
Nie wiem ale coś się dziwnego dzieje w pracy. Jakaś cisza.

Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam.
W sumie to chyba  nawet nie miałam okazji.
Martwię się, żeby nie było powtórki sytuacji ze szkoły.
Mam nadzieję, że ta cisza była spowodowana  nadmiarem pracy a niech niechęcią do mnie.

środa, 21 września 2011

21.09.2011

Na szyi mam smycz z kartą do drzwi, klucze do szafki, kartę na posiłki.
Stukam sobie po korytarzu szpilkami. Chodzę ubrana zgodnie z dress codem. Który zresztą jest do dup*.
Koszula firmowa, która nie pasuje do niczego i w której osoby rozmiaru "0" wyglądają jak szafa gdańska. Nie trudno sobie zatem wyobrazić jak wyglądam ja ;-)

A tak na marginesie... duży sukces... dziś wszystko działa. Hurrrrra! ;-)

poniedziałek, 19 września 2011

19.09.2011

Wzięłam się wprowadziłam do openspeace Szefa_mojego_wspaniałego. Na razie mieszkam sobie spokojnie. Na razie czyli 4 godziny. Mieszkam a nie pracuje jest dobrym stwierdzeniem bo OCZYWIŚCIE po podłączeniu kompa kabelkami do ściany nic nie działa. Nie posiadam dostępu do niczego!
Terminy sobie lecą a ja nie potrafię nic zrobić.
W tej firmie to już standard. Przyzwyczaiłam się.

czwartek, 15 września 2011

15.09.2011

Usłyszałam, że jutro wprowadzam się do Pana_szefa_mojego. Nawet się cieszę, że z niego zdecydowany człowiek ;-) "Rozmowy trwają ale mam dość czekania na ostateczną decyzję".
Ciekawe jak to się dalej rozwinie.

Siedziałam dziś spokojnie przy stoliku sącząc coca-colę słuchałam rozmowy znajomków.
- dlaczego on pojechał do domu w sobotę skoro na łódki jechał dopiero w poniedziałek wieczór?
- może musiał zrobić pranie?
- może musiał ogarnąć mieszkanie... nie mieszka z kobietą więc to wygląda teraz inaczej.
- może był umówiony z kobietą na seks.
Wszystkie oczy zwrócone ja Janę.
Kurtyna.

Ps. Był umówiony :-P

środa, 14 września 2011

14.09.2011

Jestem nad wyraz spokojna. Pomimo.
Okazuje się, że Pan_szef_mój ustawił mi już biurko, krzesło. Przygotował moje stanowisko pracy. Przygotował się na to, że będę pod ręką. Właśnie dziś się okazało, że to gdzie będę pracowała wcale nie jest takie oczywiste. Wychodzi na to, że Szefowa_kadr walczy o to, żeby mieć darmową siłę roboczą. Będę pracowała niby dla tamtych ale dla niej. Tak jej się przynajmniej wydaje. Ja wiem, że jeśli postawi na swoim to albo da mi część etatu u siebie albo zapomni o mojej pracy na jej rzecz. Tym bardziej, że walczy o to mimo, że odchodzi. Znaczy się na odchodne chce jeszcze namieszać. Zupełnie bez sensu namieszać.
Jak już wspominałam podeszłam do tego bardzo spokojnie. Śmieszy mnie to wszystko. Mam nadzieję, że jakoś się to wszystko rozwiąże. Jakkolwiek ;-)
Czyżby wizja kolejnej pracy?

wtorek, 13 września 2011

13.09.2011

W pracy sukces! Udało mi się zgłosić dwóch pracowników do ZUS'u. Pełen sukces można by powiedzieć! Walka z programem była straszna ale zwycięska!

Postanowiłam zgłosić się na kurs angielskiego finansowany z UE. Oczywiście wcale nie jest powiedziane, że się na niego dostanę. Chętnych jak mrówek Całe rzesze ludzi.
Jednak zrobiłam test znajomości języka. Robiłam ten test UCZCIWIE! Postanowiłam, że będę uczciwa i zrobię go tak jak potrafię. Zaklasyfikowałam się jako intermediate! Jestem z siebie dumna ;-) Kolejny sukces ;-)
Mam jeszcze dostarczyć do nich zaświadczenie o zatrudnieniu i czekać na decyzję. Zobaczymy jak będzie. Naprawdę chciałabym w tym wziąć udział.

niedziela, 11 września 2011

10.09.2011

Jestem przesłodzona. Właściwie należałoby powiedzieć, że jadłam słodkie bez opamiętania. Tylko, że jeśli dali by mi jeszcze to też bym jadła.
Porażka.
Za to innych rzeczy zjadłam niewiele.

Widziałam się z Aniołem. Czekam mimo, że kusi mnie do działania.
Wyjeżdża na tydzień. Jakoś czas bez niego wcale mi się nie dłużył. Dziwne. Prawdziwe. Jednak tęsknię za nim. Mimo wszystko.
Marzy mi się wspólne mieszkanie. Mimo, że nie mam odwagi powiedzieć tego na głos.
Wolę chyba polec przy próbie niż nawet nie spróbować.
Porażka może mnie jednak spotkać nie podczas mieszkania ale podczas próby zamieszkania.
Ćwiczę jednak cierpliwość. Jednak ta cierpliwość jest już na granicy.

sobota, 10 września 2011

10.09.2011

---------------------
7 szt. mordoklejków czekoladowych
garść paluszków
pół eklerka
--------------------
PORAŻKA
a jeszcze nie ma 13.oo!
Jednak intensywnie sprzątałam, może więc trochę to wszystko spaliłam. Przynajmniej tak się łudzę ;-)

piątek, 9 września 2011

piątkowy wieczór

 
Piszę i kasuję.
Nie umiem napisać co czuję. To zdjęcie to oddaje. Droga... dokąd? Czasem mam ochotę zawrócić. Czasem mam ochotę puścić się pędem przed siebie w nieznane. 
Dziś czekam na poboczu na walizce. Siedzę i czekam.
Mam ochotę na coś mocniejszego. I już.

środa, 7 września 2011

7.09.2011

Mało brakowało, żebym sobie przed chwilą butów nie kupiła na aukcji. Za oknem leje więc wiadomo. Gumowce. Brałam też pod uwagę balerinki z gumy i pantofelki z gumy. Tak się zastanawiam jak by się w tym chodziło. Po moich ostatnich przejściach z bitami te wydają mi się kuszące bo nie mają szwów ;-) Na pewno mają jednak inny feler ;-)

Jutro o poranku przed pracą jadę do cukierni po ciacha. Będzie wkupne w pracy ;-)
Choć jak mam być szczera to z chęcią bym się już przeniosła do biura docelowego. Tak jakoś mam już dość tego ich bałaganu. Męczy mnie trochę ta postawa dziewczyn. W dodatku nic po sobie nie mogę dać poznać. Ciężko mi trochę.
Widzę, że strasznie są zazdrosne o wiedzę innych. A swoją to się już wcale nie podzielą! Bo nie wiem? Taka cenna? Trochę mnie to dziwi. Jakoś do tej pory miałam chyba szczęście i nie trafiałam na takie osoby.
Do tego te ich prywatne telefony. Ciągle im dzwonią. Głośnymi debilnymi melodyjkami. Rozmawiają głośno i zachowują się strasznie hałaśliwie mimo, że widzą jak inna dziewczyna próbuje przez telefon załatwiać sprawę służbową. Męczące to strasznie. Wychodzę z biura z głową wielkości szafy gdańskiej. Odliczam dni do przeprowadzki.

---------------
360 ml lodów
3 szt czekoladowych mordoklejków (cholera one wchodzą jak nic!) ledwo się opanowałam przed kolejnym

wtorek, 6 września 2011

6.09.2011

W nocy budziłam sie 5 razy. Prąd był Off i On. I tak 5 razy. Za każdym razem uruchamiał się też mój zestaw grający. Wkurwiające.
Poza tym wiało, wiało i wiało. Spadło też parę kropli deszczu. Przede wszystkim jednak WIAŁO!
Okazało się też, że w łydce mam jakieś takie splątane coś co czasem ożywa. I się spina. Boli przy tym jak cholera. Skurcz po prostu. Za to JAKI! Czasem nawet boli bez skurcza. Hmmm... dziwne.
Stopa za to zaczęła się goić czyli idzie ku lepszemu. W kolejny weekend będę sobie uskuteczniała kijki. Tak coś myślę. Chyba, że przybędzie migrena. A może. Znam siebie.

Kupiłam sobie na kolację wędzoną rybę. Tak. Cała droga ryba wylądowała w śmieciach. Jest... a raczej była obrzydliwa. Żałuję, że nie mogę znaleźć  do niej rachunku. Wylądowała by wstrętnej babie jutro o poranku na ladzie!
A tak poza tym co?
3 godzinna nasiadówa na kawie i wodzie w knajpie z kupmelą ze starej pracy. Trochę narzekania, trochę przechwalania się, trochę plotek. Ot. Taki sobie koktajl ;-)
----------------
1 mały kubeczek lodów
----------------

Kawa mi przestała smakować. Mam podejrzenie. To może być spowodowane tym skurczem. Organizm ma już dość kofeiny. Koniec.

poniedziałek, 5 września 2011

5.09.2011

-----------------
2 - kulki czekoladowe z orzechem
1 - czekoladowy mordoklejek

-----------------
Noga napieprza, że aż miło.
Po biurze chodziłam boso. Chociaż mam wrażenie, że chodzeniem to tego się nie dałoby nazwać. Skoro jednak przeważnie byłam w moim cichym kąciku za szafą to się specjalnie nie przejęłam ;-)
W drodze powrotnej kupiłam sobie dużoooo plastra. owinęłam nim nogę i siedzę.

-----------------
A w Austrii deszcz.
I pisze, że mu tęskno. I słusznie. Niech mu będzie tęskno ;-)

niedziela, 4 września 2011

4.08.2011

Czuję się jak za starych czasów. Przesiedziałam cały słoneczny weekend w mieszkaniu.
Tylko, że tym razem miałam odosobnienie z przymusu. Ta cholerna noga się babrze. Boli jak cholera. Musiałam sobie wyczyścić ten odcisk bo widać, że coś nie tak. Posmak metalu w ustach z bólu to niezbyt przyjemne doznanie.

Mam za to jedną przyjemną wiadomość. Moja rodzicielka funduje mi angielski. Jestem przeszczęśliwa. Nie wiem skąd bym wytrzasnęła na to kasę. A jednak mi na tym zależy. Tym bardziej, że przyszło polecenie zapłaty OC żaby. Kocham jak do mnie przychodzi poczta. W takiej papierowej wersji.

Umówiłam się z facetem, który rokował. Potem prosił mnie o zdjęcie mojej osoby na komórkę. Lekko się zdziwiłam bo przecież ma mnie na profilu. Jestem tam widoczna. Zaparł się. Pomyślałam... oki. Wyślę. Wysłałam. Potem chciał jeszcze jedno. I mnie rozeźlił. Bo ja się mam tłumaczyć nieznajomemu facetowi dlaczego nie chcę mu wysyłać telefonem zdjęć. Dlaczego i dlaczego??? Nosz... kurwa! Czy ja mam 15 lat?! Czy ja udawałam, że mam 15 lat?! Nie. Niech się odczepi i spada. Nie będę się zadawała z debilem, który się zachowuje na 16 lat mając 37!
Kolejny okazuje się, że ładnie opisał siebie na profilu. Tylko ładnie mu to wyszło bo chyba z miesiąc myślał nad opisem. Teraz podczas rozmowy (pisanej) nie umie użyć znaków interpunkcyjnych i nie wie jak wygląda zdanie w języku polskim.
Inny napisał, że chętnie by mnie poznał. Prosił o nr telefonu. Jednak przed podaniem nr prosiłam o parę odpowiedzi na moje pytania. Nie odpowiada. Znaczy się odpisuje mi tak, jakby mnie nie czytał. Nie odpowiada tylko bredzi nie na temat. Posłałam go na bambus.
Anioł maluje mi się w coraz to lepszych barwach.
A jeśli jeszcze raz usłyszę, że mam się brać za poderwanie mojego korporacyjnego bossa to  komuś jadem w oko strzelę!


Ps. pracuję nad sobą... ćwiczę nie od dziś... ale dziś:
80 brzuszków
40 wypchnięć bioder leżąc na plecach.
---------------------------
pożarte słodycze:
1 michaszek
2 kulki rumowe

I od dziś będę to spisywała na blogu. Koniec z oszukiwaniem samej siebie. Niby nie podjadam. Akurat!

sobota, 3 września 2011

03.09.2011

To już sobie pochodziłam z kijami.
Wcześniej poszłam zrobić zakupy. Gdy z nich wróciłam na podeszwach obu stop miałam duże odciski z wodą.
Teraz siedzę z wyciągniętymi nogami i nie umiem chodzić.
Boskoooo
bose, bose, bose, bose

piątek, 2 września 2011

02.09.2011

Przyszła dziś do mnie książka, którą zamówiłam przez koleżankę. Niestety. Myślałam, że jest inna. Jest super. Tylko nie dla mnie.
Ktoś chce za dyszkę? + koszty wysyłki listem poleconym?
"Blondynka na językach" język angielski brytyjski + CD
Nówka! Funkiel! Nie śmigana ;-) Płyta również :-)

A od jutra... Nordic Walking! Może się uzależnię. Mam nadzieję ;-)

środa, 31 sierpnia 2011

31.08.2011

"Nie robię cudów-wianków. Po prostu ograniczam węglowodany i biegam codziennie 10 km."
                                                                                                                                                      Bujakiewicz K.
Taaaak. Codzienne bieganie na odcinku 10 km... żadne tam cuda!
Już widzę jak te 10 km codziennie biegam. Swoją drogą to ma kobieta czas przy dziecku. Taka przebieżka to chyba dłużej trwa niż godzina?

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

29.08.2011

W przyrodzie nic nie ginie.
Teczka schowana do niewłaściwej szuflady znalazła się po około 20 minutach.
Ta kobieta to mistrz chaosu. Jest przerażająca. A raczej to co wokół siebie wytwarza to przerażające tornado.

Wczoraj:
- jesteś przemądrzała.
Powiedziałam na głos, że breloczek przedstawiający św. Krzysztofa jest brzydko wykonany.

niedziela, 28 sierpnia 2011

28.08.2011

Chodzę sobie w długiej spódnicy. Takiej lekkiej jak piórko. Błękitnej. Do tego granatowa obcisła trykotka bez rękawów. Uwielbiam ten zestaw.

Zaczynam o siebie dbać. Może na przyszłe wakacje wyjdę tak poza mieszkanie ;-)

sobota, 27 sierpnia 2011

27.08.2011

Koraliki modułowe przyszły. Oczywiście, że źle przeczytałam ofertę i zamówiłam złe ilości. Nic się jednak nie stało... mam więcej pewnych egzemplarzy. Tyle, że wolałabym innych ;-)
Trudno się mówi.

A... co do szukania faceta dla mnie.
2 - nienormalne egzemplarze na starcie
1 - niezrównoważony w ciągu pierwszego dnia
2 - z odległyyyych terenów
2 - z bliskiej miejscowości - niezainteresowanych
Idzie jak z płatka ;-)

Anioł... pod Trzema Koronami. Sama nie wiem... ale już nie mam do niego pretensji. To były hormony? Muszę mu to wyjaśnić jak wróci ;-)

czwartek, 25 sierpnia 2011

25.08.2011

Kupiona bransoletka jeszcze nie dotarła. Nie wiem? Źle zamówiona? Fałszywy dostawca? Poczta Państwowa?
Praca w blaszanej puszce bez klimy to MASAKRA. Siedzenie przy biurku w tych warunkach skończyło się uszkodzeniem pośladków! Od szumu wiatraka dostaję wkurwu i pierdolca! Chłodu wcale nie czuję.
Od poniedziałku zaczynam znów angielski. Ciekawe skąd wezmę na niego fundusze. Może Rodzicielka mi pomoże? Muszę zapytać.
Anioł wyjeżdża najpierw w kierunku Austrii, potem Mazur a potem Czech. Dziś powiedział, że na weekend chce pojechać w Pieniny. Nie było słowa na temat tego, żebym pojechała z nim. Dostałam kurwicy. W sumie nie wiadomo czemu. Przecież on myśli o sobie. Tylko o sobie. Jesteśmy dla siebie czasoumilaczami. Dlaczego miałby mi proponować wspólny wyjazd? Nie musi. Wolał sobie kupić perkusję. Muszę sobie znaleźć kogoś kto będzie chciał ze mną być. tak po prostu. Będzie się o mnie troszczył i będę mogła na niego liczyć. Na niego nie mogę. On myśli tylko o sobie.

wtorek, 23 sierpnia 2011

obrazek

http://www.theresesennerholtshop.se/echarge
Podoba mi się. Chyba sobie strzelę jako tapetę. W pracy ;-)

23.08.2011

Dobra... wczoraj w nocy mnie naszło i zrobiłam zakupy... mam duuuużo koralików modułowych. Zdjęcie będzie jak dotrą ;-)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

22.08.2011

Dobra. Przeszło mi. Znaczy się cheć na zakupy.

Weszłam do jubilera. Zobaczyłam cenę bransoletki. Wyszłam.
Weszłam do perfumerii. Zobaczyłam cenę zapachu. Wyszłam.
Weszłam do obuwniczego. Zobaczyłam cenę butów. Wyszłam.

Albo za mało zarabiam albo mam zbyt luksusowy gust ;-)

niedziela, 21 sierpnia 2011

21.08.2011

Lekka abstrakcja, prawda?
Dużo u nas takich bezsensów. A tu naprawdę jest duży potencjał miejsca. No cóż.
Żeby nie było to powiem, że pomost jest w dobrym stanie. Chodziłam po nim to wiem.





21.08.2011

Mam przeogromną ochotę na zakupy. Jakiekolwiek. Najlepiej butów lub biżuterii. Jednak z uwagi na to, że moje fundusze są umarte to siadłam w kącie i przeczekuję tę moją chęć.
Kupiłam sobie jedynie zalążek biżuteri (bazę pod bransoletkę typu pandora) i teraz się nastawiam psychicznie na koraliki. TIRa koralików. Dużo, dużo koralików.
Na razie szukam miejsca gdzie można je kupić "za darmo" ;-)

sobota, 20 sierpnia 2011

20.08.2011


Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa na wieczór. 

To jest to. Niezmiennie lubię ich słuchać. Lubię widzieć jak muzycy bawią się muzyką. Lubię widzieć, że granie sprawia im frajdę. Jednym słowem: zadowolenie :-)


Naprawdę udany wieczór :-)

środa, 17 sierpnia 2011

17.08.2011

Powoli ogarniam. P o w o l i.
Praca jakoś toczy się do przodu.

A w między czasie byłam sobie nad jeziorem Hańcza. Było... mogłoby być przyjemnie. Jednak w dzisiejszych czasach oczekuję czegoś więcej niż tylko takiego widoczku:

Powiem w skrócie. Pole namiotowe Hańcza to jednak porażka.  Dla około 70 osób:
4 sedesy pamiętające lepsze czasy, brudne, bez działających spłuczek.
2 prysznice niczym Toi-Toi bez możliwości odwieszennia ręcznika czy ubrań podczas mycia. Bez odpływu. I bez ciepłej wody. Chyba, że jesteś szczęśliwcem i jesteś jedną z pierwszych pięciu osób.
Rząd kranów nad białą, poobijaną rynną z zimną wodą.
Cisza nocna to pojęcie tam nieznane.
To jednak nie jest to do czego przywykłam. A może raczej należałoby powiedzieć, że podczas setek kilometrów tras turystycznych takie COŚ mnie zaskoczyło. Negatywnie. W dzisiejszym świecie?! Takie COŚ?! Wstyd! Tym bardziej, jeśli uświadomimy sobie, że nie było taniej niż na prywatnej kwaterze. Gdzie jednak standardem jest ciepła woda, łóżko i kulturalna łazienka. I nawet jeśli zbiorowa to nie jedna na 20 osób.
Zastanawiałam się jak oni funkcjonują? Istnieją dzięki takim klientom jak ja? Którzy nie mieli już wyboru? Przecież nie znam NIKOGO (a różnych ludzi znam), kto by sam dobrowolnie nocował w takim miejscu.
Jak dla mnie to to pole namiotowe i kampingowe to TYLKO jako ostatnia deska ratunku. Tak jak u mnie. I góra jedna noc!
Miałam nadzieję, że otoczenie mi to wynagrodzi. Może i by wynagrodziło ale... nie wiem... dłuuuuuga, piękna plaża (byłaby naprawdę śliczna), około 5 punktów gastronomicznych (z piwem także) ale za to TOALETY? Jakie toalety? ZERO! Za to ludzi było dużo. Dużo to mało powiedziane. Piękna pogoda, środek lata. Nic więc dziwnego, że turyści dopisali. Ja jednak więcej się tam nie wybieram. Dla mnie to jeden wielki Toi-Toi.
Nawet jednego czynnego przenośnego kibelka! Możesz sobie wyobrazić jak wygląda okoliczny las i wszystkie krzewy? Zapach też był "przyjemny".
Nigdy więcej. Chyba, że wreszcie ktoś coś z tym zrobi. Znaczy się postawi jakieś toalety i zacznie dbać o otoczenie.

środa, 10 sierpnia 2011

10.08.2011

Nie będę mogła mieć swojej ulubionej filiżanki w kwiaty na biurku.
Mam nadzieję, że to tylko głupia plotka!
Czyżby jakiś bliżej niezidentyfikowany amerykański* naukowiec udowodnił, że depresja pracowników wpływa pozytywnie na wydajność pracy?!

*amerykański - to oni przeprowadzają całe mnóstwo nikomu niepotrzebnych badań naukowych

wtorek, 9 sierpnia 2011

9.08.2011

Z telewizora kapała krew.
Odrąbana ręka, odrąbana noga, jeden wisielec, ucięty język, miecz w brzuchu, drugi wisielec, oblewanie smołom.

Chyba sobie daruję kolejną taką rąbankę.

A w planach długi weekend. Motorami. Pod namiotem. Może pod Trzema Koronami? Z Szamanką, Emerytem, Aniołem i Ojczulkiem. Tylko pogoda to wielki znak zapytania. Właściwie nawet nie wielki a ogromny.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

8.11.2011

Dwa tygodnie później...

Nie zdążyła zamówić dla mnie:
- skrzynki emilowej
- hasła do kompa
- dostępu do danych
- telefonu
Nie istnieję.
Praca, którą miałam wykonać leży obok mnie na biurku. Nie mogę nic zrobić.
Bez p.o. szefowej nie mogę sama starać się o te dostępy. Odczekałam 4 godziny. Czas pracy minął i poszłam do domu.
Super!
Nie wiem czemu byłam zdziwiona. Wszystko tam tak wygląda.

niedziela, 7 sierpnia 2011

7.08.2011 - wieczór

Goście, goście...

Mieszkanie wypełniło się walizkami, pakunkami, bluzkami, butami i różnymi skarbami. Lodówka i barek również ;-)
Gadamy, gadamy, gadamy...

7.08.2011

Wczoraj zrobiłam popowrotowe pranie.
Dziś patrzy na mnie z głębi fotelu sterta bluzek i para spodni.
Może popatrzy i przestanie?
Tylko jakaś żałość z tej sterty emanuje. Chyba jednak się zmuszę i coś z nią zrobię.
Choć może jeszcze nie jutro ;-)

niedziela, 31 lipca 2011

31.07.2011

Do tej pory było tak, że przychodziłam na swoje stanowisko pracy i... pracowałam. Ot tak sobie. Znaczy się, przeszkolono mnie z zakresu BHP ale... bądźmy szczerzy... jakie mogą być zagrożenia na stanowisku specjalisty kadrowego? Szkolenia były takie sobie. Oni mieli wypełnione dokumenty a ja zaliczone szkolenie. Nikt się w to zbytnio nie wczuwał. Tym bardziej, że wiadomo było, że to nie była moja pierwsza praca. Zagrożenia na mnie czyhające znałam z autopsji. A jeśli chodzi o zakres obowiązków? Jeśli szukali kogoś z doświadczeniem to wiadomo było, że się na tym znam. Program komputerowy musiałam sama rozeznać i już. Poznanie zakładu pracy? Skoro chcę tam pracować to powinnam wiedzieć czym się zajmują. Ogólnie rzecz ujmując to powinnam sobie dać radę. Zawsze sobie dawałam. Nie było to dla mnie żadnym problemem.
Teraz było inaczej. Poświęcano mi CZAS. Tak. CZAS. Bo szkolą mnie już tydzień a będą szkolić jeszcze drugi. Jestem tzw. pracownikiem nieproduktywnym. Przynajmniej przez miniony tydzień. Przedstawiają mi firmę.
Szkoleniówka robi to co lubi. Widać to po niej, po jej podejściu do tematów. Przejmuje się strasznie tym, bym wszystko poznała, niczego nie przeoczyła. Przedstawia mi firmę od podszewki. Pokazuje dużo różnych Ważnych_Nikomu_Niepotrzebnych _Procedur_Niezbędnych_w_Korporacji. Jest zaangażowana w to co robi i trochę to dla mnie zabawne... jednak dla mnie to praca. I już. Trzeba ją należycie i dobrze wykonać, lubię ją ale chyba aż tak przywiązana do firmy nigdy nie będę ;-)
Dziewczyny pracujące w moim dziale pokazują mi program komputerowy. O dziwo wszyscy są bardzo sympatyczni. Nie dają mi odczuć, że przeszkadzam im w pracy. A przecież przeszkadzam. Muszą odpowiadać na moje drążące pytania. Szczegółowe. Znam się na tym więc wiem o co pytać ;-) A one w tym czasie starają się przecież pracować.
Bawi mnie gdy młodsza ode mnie dziewczynka próbuje mnie nauczyć czegoś da niej nowego a co ja już robię od lat ;-) Jednak nie daję po sobie tego poznać. Nie chcę jej urazić. Mogłaby nie być tak rozbawiona jak ja ;-) Dziewczyny pod koniec tygodnia już się nieco rozluźniły i dowiedziałam się paru plotek. Oraz tego jak najprościej zrobić karierę. Tak wiem, że wiesz ;-) To TEN sposób. Znany nie tylko w korporacjach ;-)

Muszę jednak powiedzieć jedną rzecz. ZERO komunikacji. Na linii podwładny przełożony. Przynajmniej na mojej linii.
Gdybym nie zadzwoniła do szefowej z pytaniem co z moim wynagrodzeniem, komu przesłać kartę czasu pracy to bym się nie dowiedziała, że do środy powinnam sama je sobie naliczyć. Sobie i 7 innym osobom. Ja jak ja. Ale podejrzewam, że to inne 7 osób były by nieco zdziwione gdyby na koncie nie mieli kasy ;-)

sobota, 30 lipca 2011

30.07.11

Nie wiem ale przejechanie 300 km w 6 godzin napawa mnie... nie wiem czy to się w ogóle da elegancko określić. Po prostu szlag mnie trafia. A jeszcze jechałam tym szybszym traktem bo drugi po prostu stał. I jechałam autem a nie na ośle.

W samochodzie podczas jazdy miałam stan przedzawałowy gdy CHODZIŁ PO MNIE 20 CM KONIK POLNY! A ja za kierownicą. Zjechać się nie da bo nie ma pobocza! Próbuję nie spowodować w tej sytuacji wypadku (był o włos). I jedna myśl: ZABIĆ potwora bez dotykania go! A bestia była BARDZO żywotna. Nawet gdy wydawało mi się, że nie żyje to chodziła po wykładzinie pasażera! Jak tylko pojawiło się pobocze zatrzymałam się by usunąć z pojazdu ścierwo i przez następne 150 km miałam manię prześladowczą, że jeszcze jakiś inny stwór jest w aucie!

W poniedziałek wracam się szkolić. Mam nadzieję, że tym razem żaba znów mnie bezpiecznie zawiezie tam z powrotem.
A przy okazji byłam w Żelazowej Woli. Pięknie tam jest.

niedziela, 24 lipca 2011

24.07.2011

Spakowana. Gotowa do drogi.
Za oknem niebo na wyciągnięcie ręki. Zaraz lunie na ziemię.

W torbie aparat. W notatkach miejsca, które chcę odwiedzić. Oraz takie na netem  i komputerem.

Jutro planuję być dzielnym trybikiem w machinie. Przynajmniej na chwilę.

sobota, 23 lipca 2011

23.07.2011

Całe moje życie kręci się ostatnimi czasy wokół pracy i Anioła. Stałam się monotematyczną bezrobotną starą panną. Na singielkę się nie łapię. Singielka dobrze zarabia i mieszka solo ;-) Choć właściwie to nie jestem monotematyczna. Poruszam się w dwóch tematach. Jednak uważam, że i tak pora to zmienić. Wrócić, że tak powiem do korzeni. A kiedyś przed laty... dawno to było... bardzo dawno. Parę potrali temu. Ale o czym to ja miałam? Aha.
Każdego dnia jedna rzecz z której się cieszę, która mi poprawia humor.

A więc...

Przejechałam dziś 20 km rowerem odwiedzając bardzo dobrą kumpelę. Umówiłyśmy się na wyjazd do Krakowa. Było miło sympatycznie i na luzie. Lubię czasem tak posiedzieć. Podobał mi się dzisiejszy dzień. Tak po prostu zwyczajnie mi się podobał.
Do tego wszystkiego zaoszczędziłam na paliwie i siłowni ;-)

piątek, 22 lipca 2011

22.07.2011

Dobra. Żeby nie było.
Warszawa padła. Znaczy się... nie dotarłam do niej. Jakoś tak wyszło. Nawet nie pytaj dlaczego. Sama nie wiem. Czyli podpisałam umowę z miejscową firmą i mam pracę. Teraz szkolenie i heja do pracy ;-) No.. nie taka znów heja. Szkolenie trwa 2 tygodnie i jest w okolicach Warszawy właśnie. Zabawne to dla mnie trochę. Jednak niech będzie.

Randka nawet udana. Choć mało co się nie rozmyśliłam. Poszłam jednak i fajnie było. Nie mam żadnego ale ;-)

Dobra... a pro po Anioła. Rozwala mnie... jak już miał z górki to się okazało, że kupił mi tam płytę. Kurwa. Dokładnie taką o jakiej marzyłam. Jednak tam faktycznie przez chwilę o mnie mu się pomyślało ;-) Nie powiem. Miło mi było ;-) Ale to wcale nie znaczy, że całkiem z górki nie ma. Ma troszkę łagodniej z górki ;-)

wtorek, 19 lipca 2011

19.07.2011

Dokumenty do przyszłej firmy dostarczone. Ciekawi mnie jak będzie.
Udało mi w jednym podejściu załatwić badania wstępne. Niesamowite. Ale też przyszłam nieco wcześniej niż mnie o to proszono. Wolę nie myśleć która bym była gdybym przyszła punktualnie. Dziki tłum kłębił się w poczekalni.

W czwartek jadę do Miasta_Stołecznego. Oczywiście, że w sprawie pracy. Spróbuję jeszcze raz zawalczyć o wymarzoną pracę. Otrzymanie jej rozwiązałoby parę problemów.

Na piątek jestem umówiona z Nieznajomym_Panem_Nikiem. Nie robię sobie nadziei na super związek ale może przynajmniej miło spędzę czas. Bez zastanawiania się i trawienia.

niedziela, 17 lipca 2011

17.07.2011

"Chciałem Ci powiedzieć, że tęskno mi i że ten festiwal bez Ciebie to nie było to."

No mam kurwa nadzieję. I mam nadzieję, że ten festiwal bym do dupy. Choć wiem, że się łudzę. Grali pięknie i żałuję mojej nieobecności na nim. Trudno. Jeszcze sobie odbiję ;-)

sobota, 16 lipca 2011

16.07.2011

Co mam zrobić... z całego pokazu ciężarówek podobało mi się najbardziej właśnie to. Helikopter. Wiem. Lepiej już nic nie mów.

Oczywiście, żeby było jasne: ja nie nadaję się na przewodnika stada. Znaczy się, ja nie prowadzę motocyklistów na szlaku. Nie lubię i już. To był ostatni raz.

A tak na marginesie... uspokoiłam się. Wewnętrznie. Przynajmniej na tę chwilę jestem spokojna. Na razie. Nie wiem jak długo to będzie trwało.
Czekam spokojnie co będzie dalej.
A wiesz jak jest. Długo to nie potrwa.

Zapomniałabym a to jest WAŻNE.
W wtorek wysłałam smsa do Pana_Nika z zapytaniem jakie ma plany na weekend. Ponieważ odpowiedział w czwartek pytaniem "a kto pisze? bo on kawę chętnie" nie raczyłam odpisać. Wczoraj telefonował wiedziony widocznie ciekawością. Odrzuciłam połączenie. A co?! Dziś dzwonił ponownie. Przedstawiłam mu się miło i sympatycznie.Zaprosił mnie na kawę w niedzielę. Odrzuciłam zaproszenie mówiąc, że za późno się zgłosił z propozycją. Koniec mojego zabiegania o cokolwiek. Będę sucz zwykła! I już! Jednocześnie powiedziałam, że w innym terminie bardzo chętnie. No... to w innym terminie. Będę miała wolne to się do niego odezwę. A co.

hmmm

Patrzę sobie na film.

- zaraz się pochyli i będzie chłeptał krew.
- widziałaś już ten film?
- nie
- to skąd wiesz? ja się tego nie spodziewałem. przerażasz mnie.
- ale to oczywiste.
- ty jesteś jak ten psychopata! normalnie się ciebie zaczynam bać.

piątek, 15 lipca 2011

15.07.2011

Przeszłam przez 4 etapy rekrutacji. Od połowy przyszłego tygodnia rozpoczynam pracę.
Na razie jednak jeżdżę po przychodniach i się badam czy mogę w biurze pracować.

Anioł pojechał na KROPKĘ a ja nie! Bo Smoczyca się tak również przez przypadek wybrała. Szlag mnie trafił. Już mi lekko przeszło. Wybieram się za to jutro na Master Truck. Mamy się tam na miejscu spotkać. Jednak się zobaczymy w ten weekend ;-) Ciekawa jestem jak tam będzie. Zloty motocyklowe już znam ;-)

poniedziałek, 11 lipca 2011

rada cioteczki:

"Powinnaś szukać męża a nie pracy."

Jakby się nad tym zastanowić to...

pamiętam

A Johnego nie ma już drugi rok.

Brakuje mi go.

11.07.2011

Pojeździłam sobie rowerem po okolicy. Tej dalszej też.
Pięknie było tylko, że... plecy sobie spaliłam.
Teraz się smaruję i kuruję, i mam nadzieję, że mi przejdzie. Znaczy się przejdzie a nie zejdzie ;-)

To był bardzo udany wyjazdowy weekend.

środa, 6 lipca 2011

5.07.11

Ambiwalencja uczuć.
Rozmowa w sprawie pracy. Nie wiem czy warto tam jechać. Nie wiem co mają mi do zaoferowania. Z drugiej strony to może być szansa.

Duma rozpierająca pierś.
Przejechałam około 30 km. rowerem. Kiedyś umierałam po 2 ;-) Idzie ku lepszemu. Będę jeździła po mieście? ;-)

Radość ze zwykłych rzeczy.
Cieszyłam się chwilą, która trwała. Cieszyłam się przejażdżką. Cieszyłam się towarzystwem. Tylko radość.

wtorek, 5 lipca 2011

5.07.2011

Krótka wizyta na poczcie i kolejne CV wysłane. Aplikacja na stanowisko marzeń.
Krótka wizyta jak na pocztę.

Zakład pracy, który powstaje już parę lat, no cóż… powstaje nadal. Końca nie widać. Mało prawdopodobne, żeby tak jak mi obiecywano rozpoczął działalność na jesień.
W międzyczasie czekam na wyniki rekrutacji w których biorę udział.

Anioł rozmawiał z małżonką na temat rozwodu. Koniec tajemnicy Poliszynela. Ucieszyłam się. 
Tylko, że jest ale.

Tyle tylko, że ja już mam dość.
Nie mam ochoty starać się o pracę z której nie będę miała pieniędzy by normalnie żyć.
Nie mam ochoty starać się o związek... a właściwie o to coś czego nawet nazwać nie umiem... bo nie sądzę, żeby była dla tego czegoś jakaś szansa na powodzenie. 

Nie mam ochoty być domowym popychadłem dla uciśnionej przez życie kobiety, która się na mnie wyżywa. 


Koniec.

Decyzja prawie podjęta.


Na przełomie miesiąca albo będę miała NORMALNĄ pracę tu albo będę miała bilet w ręce.

sobota, 2 lipca 2011

2.07.2011

Właśnie dziś zorientowałam się, że przegapiłam jedno ogłoszenie o pracy.

Wczoraj wieczorem zostałam zaproszona na pizzę. Olałam zaproszenie. Nie mam ochoty iść na spotkanie z zalanym facetem po to żeby jemu było przyjemnie. Ja mam tam w deszczu dotrzeć, ja mam w deszczu jakoś wrócić bo jemu nie udało się znaleźć innego towarzystwa tylko mnie.
Kurwa! Zaszczycona się czuję. Naprawdę. On jest jeszcze obrażony, że się nie zgodziłam przyjechać. No szkoda!

piątek, 1 lipca 2011

1.07.2011

Głowa mnie boli już trzeci dzień. Właściwie to nie boli ale napieprza!

Tydzień minął nawet nie wiem kiedy. Wstawałam w środku nocy, chodziłam spać o północy, jeździłam telepiącymi się pociągami w towarzystwie nawiedzonych idiotów, walczyłam z Żabą (czyli moim wymarzonym_samochodem_który_okazał_się_życiową_porażką).

Może krótki skrót z tygodnia?

W poniedziałek pobudka o 2.oo. Sprint po bilet. Przecież na co komu kasy czynne kasy biletowe na dworcu? Każdy przecież WIE, że dyżur pełni taka jedna przy bocznym wejściu. Sprint do pociągu... przecież każdy WIE z którego peronu pociąg odjeżdża. Na co komu takie fanaberie jak ogłoszenia przez megafon czy napis na peronie. Też mam zachcianki. Za to pociąg na szczęście zagraniczny więc i komfort jazdy normalny.
Potem krótki spacer po Ogromnym Mieście z przerywnikiem w postaci testu wiedzy. Test poszedł dobrze. Zostałam zaproszona na środę. 
We wtorek wizyta w Dużym Mieście i test wiedzy. Niestety. Nie nauczyłam się ustawy na pamięć. I kurwa nie jest to przenośnia. Z testu wynikało, że było to konieczne. Bo jak wytłumaczyć pytanie:
"Paragraf 5758 art. 3895 punkt 4866 wskazuje na to, że obbywatel powinien:
- mieć ze sobą coś tam coś tam
- mieć ze sobą coś tam coś tam
- mieć ze sobą coś tam coś tam"
Mam przeczucie, że jedna osoba spośród 34 wiedziała co odpowiadać. Cała reszta była w szoku. I w szoku poszła sobie do domu.
W środę znów po 7.oo zjawiłam się w Ogromnym Mieście. Rozmawialiśmy sobie miło. Obiecali oddzwonić. Podróż powrotna to po prostu... ciężkie przeżycie. Doprawdy... koleje polskie... brak słów.
W czwartek byłam w Dużym Mieście. Okazało się, że rozmowa była niczego sobie a test... się był zepsuł. Dziś pojechałam tam ponownie. By go powtórzyć.
Dzwoniła też Pani z Ogromnego Miasta by powiedzieć: "Niestety".
Pani z Dużego Miasta będzie dzwoniła w przyszłym tygodniu. Albo nie.

I tak oto minął tydzień. Pracy ciągle nie ma. No cóż... A już polubiłam stolicę ;-) I znalazłam mieszkanie ;-)
Za to na głównej stronie Gazety.pl ukazał się artykuł, który dał mi jednak cień nadziei. Oby pisali prawdę a Prezes dotrzymał słowa.
Może już za niedługo będę sobie chodziła spokojnie do pracy?

Do tego żaba znów próbuje mnie wykończyć. Wysiadła jej dmuchawa. Wycieraczki powiewają smętnie na wietrze. Sprężyna w fotelu strzeliła. Teraz już nie wsiadamy do tyłu. I już. Do tego na skrzyżowaniu ze światłami zaklinowały jej się biegi i stałam i walczyłam z nimi. I szybko obmyślałam na który krawężnik zjechać. Pomijam fakt, że NIE BYŁO gdzie zjechać. Na szczęście biegi zaskoczyły i pojechałam dalej. Cieszę się, że była 3.oo i znikomy ruch na drogach. Stałam tam 2 zmiany świateł. W godzinach dziennych już by sie utworzył GIGANTYCZNY korek. Miejsce bowiem było uczęszczane.
Pora coś z nim zrobić.

Dziś czuję się jakbym zsiadła z karuzeli. Padam na twarz. Tak jak pisałam wyżej głowa mi siada. Potrzebuję wakacji.

A... i byłabym zapomniała... kolejne 2 CV poszły w świat. No, cóż... walczyć trzeba. Trzeba.

niedziela, 26 czerwca 2011

26.06

Byłam wczoraj posłuchać Dżemu. Poszłam sobie ze znajomymi i podobało mi się. Lubię czasem ubrać glany, czarne dzinsy i zginąć w tłumie. Wypiłam też piwo w "melinowatej" knajpie. Nowo odkryta. Otwarta lata temu ;-)

Ciągle czemuś się dziwię.
Ludzie pchają się pod scenę tylko po to by nagrać na NAJNOWSZYM telefonie fragment koncertu. Czarność na ekranie i gówniany dźwięk. Potem przepychają się by wrócić. Wzbudzają moją agresję! Nic na to nie poradzę. Mam ochotę im nogę podłożyć.

Za to dziś ambitne plany by pojeździć rowerem spaliły na panewce. Pada deszcz. Jest nieprzyjemnie i ponuro.
Chodzę więc po mieszkaniu i przeglądam ubrania, żeby któreś wybrać na juto. Powinnam wyglądać elegancko i profesjonalnie a jednocześnie bardzo wygodnie bo zamierzam poszwędać się po Ogromnym_Mieście i jego ogrodach. Jeśli z pracy nic nie wyjdzie to przynajmniej będę miała wycieczkę ;-) Zabieram ze sobą rodzicielkę. Chcę jej zrobić przyjemność. Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała ;-)

czwartek, 23 czerwca 2011

23.06

Boże Ciało. Święto.
Trzeba było ten dzień jakoś porządnie wykorzystać.
Najpierw lody na rynku.

Następnie przejechaliśmy parę kilometrów (około 420)  by poczuć wiatr wolności.
Trasa: Bruntal - Zlate Hory.
Dziesiątki zakrętów. Niestety niektóre z nich to "agrafki". A wiadomo. Ja BOJĘ się takich zakrętów. Oczywiście, że na nich świrowałam. Najchętniej bym zsiadła i kazała się przewieść. Byłam jednak dzielna i dałam radę. Niekoniecznie w najlepszym wydaniu rasowego motocyklisty... motocyklistki... ale jednak przejechałam. Strach robi dziwne rzeczy. Dopóki widzę więcej zakrętu jest oki. A jeśli nie... boję się. Trenuje jednak i jest lepiej ;-)
Nie będzie to może odkrycie ale przejechanie granicy czuć. CZUĆ! Nawierzchnia drogi jak marzenie. Zakręty dobrze wyprofilowane, bez piasku, bez dziur. Niemożliwe. Normalnie niemożliwe!

środa, 22 czerwca 2011

22.06 wieczór

Po południu zostałam zaproszenie do Komendy. Może tam będę pracowała przez jakiś czas. Tymczasowo przynajmniej.

22.06

Dobra. Znów mam migrenę.
Nie wiem. Ze stresu? Całkiem możliwe ale łep mi nieźle daje się we znaki. Poruszam się powoli i ostrożnie, żeby go nie sprowokować do powiększenia się.



Walczę z tym portalem. Mam nadzieję, że dojdę do tego jak go obsługiwać ;-)

wtorek, 21 czerwca 2011

21.06

Dziś nagle ni z tego ni z owego odezwali się do mnie dwaj niezależni panowie oferując spotkanie.
Jednak nic z tego. Postanowiłam uporządkować swoje życie a dopiero potem zająć się facetami. Na razie wystarczy mi w życiu komplikacji.

Mam zaklepany pokój in London. Może i pracę. Kogoś kto mnie wesprze psychicznie. Czekam jeszcze do końca lipca a potem... good bye.

Tu mam jeszcze w poniedziałek test.
Ciągle też czekam na odpowiedz z ogromnego sklepu.
A pierwszego sierpnia zaczyna się darmowy kurs na który chętnie bym poszła.
Na początku września powinna się też wyjaśnić sprawa potencjalnej pracy obok mnie.


Zobaczymy jak będzie ;-)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Dziś odbyła się

kolejna lekcja angielskiego. Nie wiem... ale próbuję zwiększyć tempo. Sama nie wiem po co. W jakim celu? Może, może, może... a może...


W poniedziałek mam się zgłosić na test kwalifikacyjny. Do Agencji Państwowej. Oglądam sobie mieszkania. Jeśli dostanę tę pracę to się przeprowadzam. Znalazłam sobie dzielnicę w której chcę zamieszkać. Wiem, że będzie mi się tam podobało. Wiem, że będzie ciężko na początku.
Chcę jednak POCZĄTKU. Będę sama. SAMA. Bez nikogo. Bez ciągłego narzekania, pretensji, niedomówień, nacisków, szantarzów.

Dobrze na wakacje zabrać laptoka. Nawet jeśli nie ma zasięgu z sieci telefonicznej to można podłączyć się pod net. Dziwi mnie to ale coraz częściej to prawda.
Rozmowa z dzisiejszego wieczora:
- teraz zaczynają się problemy z starszą*, draży temat naszego małżeństwa i udaje idiotkę
- bo może pora to wyjaśnić... nawet jeśli ty myślisz że ten stan może trwać wiecznie?
- nie wiem jak długo to wytrzymam
- chce wiedzieć ile jeszcze wszyscy mają udawać i próbuje się tego dowiedzieć na swój pokręcony sposób
Nie wiem co miał na myśli pisząc że długo tak nie wytrzyma. Nie wytrzyma udawania czy namawiania do podjęcia decyzji.

*starsza - lat 24