W nocy budziłam sie 5 razy. Prąd był Off i On. I tak 5 razy. Za każdym razem uruchamiał się też mój zestaw grający. Wkurwiające.
Poza tym wiało, wiało i wiało. Spadło też parę kropli deszczu. Przede wszystkim jednak WIAŁO!
Okazało się też, że w łydce mam jakieś takie splątane coś co czasem ożywa. I się spina. Boli przy tym jak cholera. Skurcz po prostu. Za to JAKI! Czasem nawet boli bez skurcza. Hmmm... dziwne.
Stopa za to zaczęła się goić czyli idzie ku lepszemu. W kolejny weekend będę sobie uskuteczniała kijki. Tak coś myślę. Chyba, że przybędzie migrena. A może. Znam siebie.
Kupiłam sobie na kolację wędzoną rybę. Tak. Cała droga ryba wylądowała w śmieciach. Jest... a raczej była obrzydliwa. Żałuję, że nie mogę znaleźć do niej rachunku. Wylądowała by wstrętnej babie jutro o poranku na ladzie!
A tak poza tym co?
3 godzinna nasiadówa na kawie i wodzie w knajpie z kupmelą ze starej pracy. Trochę narzekania, trochę przechwalania się, trochę plotek. Ot. Taki sobie koktajl ;-)
----------------
1 mały kubeczek lodów
----------------
Kawa mi przestała smakować. Mam podejrzenie. To może być spowodowane tym skurczem. Organizm ma już dość kofeiny. Koniec.
To magnez łykać. Nigdy nie miałam skurczu... W sumie wolę jednak nie wiedzieć jak to jest.
OdpowiedzUsuńjakoś tak nie umiem pamiętać o tym, żeby go łykać ;-)
OdpowiedzUsuń