środa, 16 maja 2012

16.05.2012

Śniła mi się Bożenka. Koleżanka, z która pracowałam w latach 1996-1999. Bożenka jest starsza ode mnie o 10 lat. To ona wprowadzała mnie w tajniki życia biurowego. Drobna sympatyczna blondynka, przyjazna  całemu świata. Ona mną kierowała, by nie pożarły mnie stare biurowe i nie tylko biurowe wyjadacze ;-)
A ta praca to była prawdziwa szkoła życia. Nigdy nie zapomnę szefa, który chodził w esesmańskim skórzanym płaszczu. Z upodobaniem wyżywał się na personelu za swoje porażki. Poniżał nas bo miał z tego czystą satysfakcję. Tylko czekał, żeby kogoś z nas dopaść. Dał mi popalić. Kawał skur****. Jednak to dzięki niemu załoga była zjednoczona, zgrana. Staliśmy za sobą murem. Mieliśmy wspólnego wroga z którym należało sobie radzić.
Dobrze wspominam tamten czas. Gdy tylko wytnę z pamięci tego szefa ;-) Mówił: "Jeszcze mnie będziecie wspominać z sentymentem." Chyba w takim razie za mało czasu upłynęło, bo ja dalej nie czuję do niego sentymentu.
Ostatni raz z Bożeną widziałam się trzy lata temu. Słyszałam od naszego wspólnego kolegi, że jej "maleńka" córka wyszła za mąż ;-) Jeszcze dziś mam przed oczyma zdjęcie pięciolatki przyklejone na telefonie, która dzwoniła i wołała do słuchawki: "mama?!" ;-)
Może powinnam do niej wstąpić? Jakoś tak nasze drogi się rozeszły.

Właściwie jeszcze po przebudzeniu pamiętałam co mi się dokładnie śniło ale teraz nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć.

A oto widoczek ze starej pracy ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz