środa, 2 maja 2012

02.05.2012

Już jestem w pracy. Weekend majowy za mną. Byłam w Velkym Mederze.
Było intensywnie, miło, szybko, tłoczno, słonecznie, piwnie.

Tym razem nocowałam ze starszyzną ;-) Było sympatycznie. Tylko chyba jednak wolałabym mniej formalnie.
Było ciepło i słonecznie. Tmavý baźant wchodził aż miło. Lokalna knajpa już jest nasza. Nasza i tych paru miejscowych zakapiorów ;-)
Na szczęście razem z Aniołem zdecydowaliśmy się tylko na trzy godzinny pobyt na basenie. Inaczej mogłabym paść z nudów. Po basenach zdrowy sen i potem mieliśmy wigor przy grillowaniu ;-) Przekonałam co niektórych do cukinii z rusztu :-)
Wyjazd nad Balaton... sama nie wiem jak go opisać. Porażka. Nienawidzę takiego czegoś. Widzieliśmy Balaton z oddali i OCZYWIŚCIE nie było czasu żeby go nawet zobaczyć z bliska. Znów Szef miał jakiś pomysł i zamiast cieszyć się Balatonem to staliśmy w kolejce żeby popływać balią. Może i jest to atrakcja ale my mamy takie podziemne jezioro 25 km od siebie i doprawdy nie muszę jechać 300 km żeby zobaczyć to samo. Jestem zniesmaczona bo na nic nie było czasu. Wiecznie gdzieś się spieszyliśmy.
Droga powrotna to droga bez żadnego postoju. Nie wiem dlaczego. Wkurza mnie takie coś.
Mam dość. Aż do przyszłego roku ;-)

Jednak pomimo tego mojego marudzenia nie było tak źle.
Było miło.
Pośmiałam się, odpoczęłam, budziłam się obok Anioła, przejechałam moto parę kilometrów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz