Jechałam sobie dziś do Wielkiego_Miasta_Wojewódzkiego pociągiem bo mi wyszło, że tak będzie najlepiej. Było. Do pewnego momentu. Znaczy się do powrotu. Dojazd był BAJKĄ! Klimatyzacja, normalne siedzenia.... zastanawiałam się co się stało. Powrót to osobna historia ;-) Najpierw zmienili peron odjazdu. Potem siedzieliśmy w pociągu godzinę. Już takim standardowym. Łatwo to sobie wyobrazić. Na zewnątrz temperatura 35 stopni, a w puszce stojącej w szczerym słońcu... znacznie więcej a my siedzimy. Wszystkie miejsca zajęte. Ludzi masa. Okna otwarte ale powietrze nie było. I siedzimy. I nic. Nic się nie dzieje, NIC SIĘ NIE DZIEJE, TRA LA LA LA LA LA LA! Po 40 minutach ogłosili, że opóźnienie będzie wynosiło 50 min ale może ulec zmianie... i siedzimy dalej. Jakby nie mamy wyboru bo jedziemy w kierunku w którym jeździ TYLKO pociąg. TEN pociąg ;-) W końcu ruszył. Za nami ruszył ten kolejny ;-) Nic to. Dotarłam w końcu do domu. Jednak nie o tym chciałam. To była tylko dygresja ;-)
W pociągu jak to w pociągu. Społeczność w obliczu klęski jednoczy się i zaczyna rozmawiać. Obok mnie mnóstwo studentów. Sesja trwa. Uświadomiłam sobie jedną rzecz... CIESZĘ SIĘ, ŻE NIE JESTEM JUŻ STUDENTKĄ! Mam to za sobą. I się cieszę. Studiowałam równocześnie z pracą. Wiem... niektórym się wydaje, że ci z zaocznych nic nie robią. Płacą i już. Gotowe. Nie wiem jak inni ale ja tak nie miałam. Miałam natomiast pracę od 6.00 do 14.00. A to znaczyło, że codzienne pobudki (normalne) były o 4.30. W weekend - każdy - wyjazd na studia. I tak pięć lat. Wierz mi... CIESZĘ SIĘ, ŻE JUŻ TO MAM ZA SOBĄ ;-) Dziś to sobie uświadomiłam w 100 %. Jakbym jeszcze kiedyś miałam wątpliwości to wrócę do tej notki ;-)
A teraz... w mieszkaniu 30 stopni. Ja siedzę w koszulce i sączę koktajl truskawkowy. Staram się nie ruszać by się nie spocić ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz