Drogi pamiętniczku... wstałam o 4.45 rano (wiadomo... jest SOBOTA to mój organizm pyta mnie retorycznie po co spać?!), naprawiłam kaloryfer (już nie buczy, nie będę wspominała nawet JAKI to był wyczyn rozebrać jego osłonę i dobrać się do naprawy), posprzątałam mieszkanie, zrobiłam pranie ręczne, o 12.oo udałam się na jesienną wycieczkę rowerową, wróciłam z niej i POŻARŁAM całą tabliczkę czekolady podczas przygotowania obiadu. Ale za to jeździłam rowerem przez 1,5 godziny. A to się chyba niweluje, nie?!
Udało mi się wczoraj przejechać motocyklem. Myślałam, że to ostatnia przejażdżka w tym roku. Okazuje się jednak, że jeszcze jutro jedziemy do Olsztyna.Wczoraj udało mi się odtajać dopiero w połowie nocy. Mam nadzieję, że jutro będzie mi cieplej ;-)
A wieczorami...
Stieg Larsson - "Dziewczyna, która igrała z ogniem".
Trochę tu za dużo... sama nie wiem czego. Albo raczej jak to nazwać. Czytam przewracając szybciej kartki opisujące rzeczy niewnoszące nic do treści. Tak więc mijam całe fragmenty dotyczące matematyki i innych nużących mnie dodatków. Wyciągam kwintesencję. Książka mogłaby mieć połowę stron mniej. Jednak KWINTESENCJA jest rewelacyjna :-)
ja się przebudziłam na chwilę o 5.55 - organizm się już zaprogramował
OdpowiedzUsuńale stwierdziwszy, że przecież sobota, nie podniosłam się z łóżka do południa
wyłączywszy oczywiście wycieczkę do kuchni po kawę ;)
to się nazywa zacięcie na sobotę ;-))
UsuńOj znam doskonale ten sposób na 'przeczytanie' książki :)
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że kiedyś w końcu się wezmę za tą sagę. Na razie książki kurzą się na półce :)
no patrz! a ja rozpoczęłam polowanie na trzecia część. i znów musze sie uzbroić w cierpliwość. nie czeka na mnii niestety ;-)
Usuń