W ferworze porządków wrzuciłam do zniszczarki receptę na "witaminki". Nie. Nie przez przypadek. Wrzuciłam ją tam bo przeczytałam, że to skierowanie na badanie, którego i tak nie wykonam. Więc wrzuciłam je do zniszczarki. Wczoraj aptekarka mi mówi, że to skierowanie i mam dać receptę. Moja konsternacja była wielka. Ogromna. Obie zaczęłyśmy się śmiać. A ja dziś o poranku porzuciwszy pracę udałam się ponownie po receptę. Bo "witaminki" mam brać od dziś!
Dam radę ;-)
Coś czuję, że ta przeprowadzka to niekończąca się historia. Powoli przenoszę swoje rzeczy w kartonach. Powoli. Właśnie wczoraj zawisły firanki. Tak jak powinny.
A nie tylko tak jak były do tej pory. Byle wisiały ;-) Stary TV przyniesie mi Anioł gdy tylko wróci z podróży. I pojawiła się muzyka. Przy przenoszeniu muzyki okazało się, że płyta w czeluści wieży nie przeszkadza w niczym. Wieża gra bez problemu. Tylko płyty mi szkoda było więc tak długo męczyłam wieżę potrząsaniem i obracanie aż sama wyleciała. Zabawnie było ;-) Ale skutecznie ;-)
Dziś zapowiadają koniec ciepła. A to znaczy jedno. Lecę zaraz po pracy do garażu i zabieram się za malowanie! Na biało. Farbę już mam. I resztę sprzętu też ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz